Skoro w PRL nie można było normalnie kupić nowego samochodu, to siłą rzeczy rynek używanych też stał na głowie: do tego stopnia, że ceny zgrzebnych Polskich Fiatów 126p trendowały podobnie jak dziś niektórych kolekcjonerskich Ferrari. Stawki dyktowała giełda — i to bynajmniej nie papierów wartościowych — a podczas negocjacji kupujący musiał się strzec wyspecjalizowanych osobników, których można dziś nazwać „podbijaczami”. Na dodatek w niemieckiej prasie zaczęły się pojawiać tajemnicze ogłoszenia składające się z dwóch słów: „suche polski”
Źródło: Read More